To nie magia, to idą święta! Boże Narodzenie w Oppeln

Ostatnie dni przed Bożym Narodzeniem to prawdziwa gonitwa przygotowań. Czy aby na pewno wszystko jest już gotowe? Czy każdy znajdzie pod choinką chociaż drobny upominek? Czy nie zabraknie uszek w barszczu? Tradycyjne wigilijne przygotowania trwają bez względu na czas, w którym przyszło nam żyć. Już niedługo usiądziemy do wspólnej wieczerzy. Kiedy ten magiczny czas coraz bliżej, wybierzmy się we wspólną podróż po Opolu z początku XX wieku. Odwiedźmy sklepy z prezentami, kolonialne salony ze smakołykami z całego świata, pachnące przyprawami cukiernie. Wszystkie te miejsca, które odwiedzali przedwojenni mieszkańcy naszego miasta w przedświątecznym czasie.

Kto z nas nie lubi otrzymywać prezentów? Chociażby drobnych upominków, świadectwa, że ktoś o nas pamięta? Gdzie w przedwojennym Opolu można było wybrać się w poszukiwaniu podarunków dla najbliższych? Obleganych przez mieszkańców miejsc, wcale nie brakowało. Dla najmłodszych bramą do raju był sklep Emila Schreiera. To tutaj, w niewielkim lokalu przy ul. Grunwaldzkiej spełniały się marzenia małych chłopców i dziewczynek. Na półkach, w równych odstępach, ustawione były drewniane kolejki, samochodziki i pluszaki. Nieco dalej, przy witrynie swoje miejsce znalazł dział dla dziewczynek. Kolorowe lalki i absolutny hit - wózek dla lalek. Niestety ten ostatni ze względu na swoją cenę nie był dostępny dla każdego. Tuż przy drzwiach można było znaleźć znacznie tańsze, ale równie pożądane drewniane sanki. Drugim ważnym adresem (szczególnie dla chłopców) był niemniej popularny sklep Paula Hoffmanna na opolskim Rynku. Z pewnością nie jeden "duży" chłopiec znalazłby tu coś dla siebie. Sklep wyróżniał się bogatą ofertą zabawkowych pistoletów i drewnianych samochodzików.

Gdy już kupiliśmy prezent dla najmłodszych, czas pomyśleć o pozostałych członkach rodziny. Dorośli chętnie na podarunek wybierali eleganckie papierosy, cygara i cygaretki, które oferował sklep Carla Lichhorna przy ul.Krakowskiej 1. Co ciekawe, palić tytoń mogli tylko mężczyźni. Kobiety które paliły, były w publicznej opinii zepsute, wyzwolone erotycznie i niemoralne. Palenie tytoniu czy cygar nie należało jednak do najtańszych przyjemności. Średnia wypłata w przeliczeniu z fenigów na obecną walutę wynosiła 160 złotych, a papierosy kosztowały nawet 15 złotych! Marzeniem opolanek były eleganckie kapelusze, które można było zakupić m.in. przy Placu Wolności w butiku Berty Dienstfertig. W kamienicy na początku ul.Krakowskiej swoje miejsce znalazł sklep obuwniczy Salamander. Miejsce to było jednym z 26 punktów niemieckiej sieciówki z butami, która istnieje do dziś. Firma narodziła się z pomysłu 23 letniego Jakoba Sigle. Buty produkowane były w fabryce w Kornwestheim na terenie południowych Niemiec. Mieszkańców Oppeln do zakupów zachęcał slogan firmy: Salamander uczy chodzenia.

Prezenty to jednak nie koniec świątecznych przygotowań. W każdym domu musiała znaleźć się choinka bogato przyozdobiona wyjątkowymi ozdobami. Bożonarodzeniowe drzewka sprzedawane były m.in. na dzisiejszym placu Józefa Piłsudskiego i przy Placu Wolności. Tutaj, na okolicznościowym jarmarku, lokalni sprzedawcy oferowali także ozdoby oraz produkty do przygotowania świątecznych dań. Absolutnym przebojem były jednak smażone w wielkim kotle... kasztany! Zmarznięci mieszkańcy mogli nieco rozgrzać się popijając glühwein, czyli popularny również dzisiaj grzaniec. Sporządzany z czerwonego wina, z dodatkiem cukru, cynamonu, goździków, gałki muszkatołowej i skórki cytrynowej.

Po bożonarodzeniowe ozdoby udawano się także do sklepu Adolfa Jungmanna na dzisiejszej ulicy Budowlanych. W swojej ofercie posiadał on szklane, pięknie malowane bombki, które były wyjątkowo drogie. Drugim popularnym sklepem, gdzie można było zaopatrzyć się w ozdoby, był sklepik Johanna Wieczorka przy Rynku. Solidne stalowe sztućce do świątecznej wieczerzy oferował sklep Pana Hartwiga przy ulicy Krakowskiej 11.

Panie, które nie czuły się pewnie w pieczeniu ciast, mogły zakupić słodkości w cukierni Malcomess'a. Znajdowała się ona w pięknie zdobionej kamienicy przy dzisiejszej ulicy Książąt Opolskich. Jak informowała reklama, którą można było znaleźć w lokalnej prasie, cukiernia oferowała najlepsze ciasta, ciastka i desery bez dodatku margaryny! Po wyjątkowe kawy, słodycze i czekolady Toblerone opolanie wybierali się do opolskiej palarni kawy Ernsta Herrmanna przy ul.Ozimskiej 37, a po słynne czekolady Lindt do sklepu „Knietsch” przy ul.Krakowskiej 30. Gdybyśmy chcieli odpocząć od świątecznej krzątaniny, swoją ofertę w ówczesnej prasie reklamowało... solarium, które oferowało grudniowe kąpiele słoneczne w specjalnych cenach!

By oderwać się od codziennych obowiązków i przedświątecznej krzątaniny, opolanie mogli skorzystać z licznych zimowych atrakcji. Prawdziwe tłumy odwiedzały staw u podnóża Zamku Piastowskiego. To tutaj Towarzystwo Łyżwiarskie organizowało darmową ślizgawkę oraz punkt wypożyczania łyżew. Staw ten był także miejscem zawodów w łyżwiarstwie figurowym. Zmęczeni lodowym szaleństwem mogli odpocząć i wypić znanego na całe miasto grzańca w restauracji działającej w Domku Lodowym. Kilkadziesiąt metrów dalej, na terenie parku zamkowego urządzono drugie lodowisko, które jednak nie cieszyło się już taką popularnością. Na Wyspie Bolko można było wypożyczyć narty biegowe i sanki by udać się w trasę po zielonych płucach miasta. Wracając można było zajrzeć do restauracji „Eiskeller” przy ul.Piastowskiej. Właściciele lokalu każdego roku przyozdabiali budynek w niezliczone ilości świątecznych dekoracji. To także tutaj w 1900 roku odbył się pokaz pierwszej, oświetlonej elektrycznie choinki, na który ściągnęły tłumy mieszkańców! 

Zimowy czas opolanie bardzo chętnie spędzali także w pobliskim Winowie na terenie Wzgórza Księżnej Luizy. Na jego szczycie znajdowała się klimatyczna willa, w której prowadzono restaurację. Niewątpliwym atutem lokalu był ogromny taras, z którego roztaczał się zapierający dech w piersi widok na całą okolicę. To jednak nie wszystko. Na wzgórzu znajdował się przede wszystkim jedyny w okolicy tor saneczkowy! Nie trzeba wspominać jak wielką był on atrakcją szczególnie dla najmłodszych. Oprócz tego, wzgórze pełne było romantycznych ścieżek, oczek wodnych i altan, które przyciągały nie tylko zimową porą.

Dziś, gdy wyjrzymy przez okno, czasem możemy ujrzeć ducha Świąt Bożego Narodzenia, który niezależnie od pogody, odwiedza nasze piękne miasto. W tym czasie Opole zmienia się nie do poznania. Świąteczne ozdoby rozświetlają nie tylko ulice miasta, ale także nasze serca pełne miłości do historii Opola. Podczas następnego spaceru, przyjrzycie się uliczkom, budynkom, które promienieją tym niezwykłym światłem. Przy odrobinie szczęścia, dzięki tej świątecznej magii ujrzycie dawnych mieszkańców Opola, którzy nadal odwiedzają cukiernię Malcomess'a, śmigają na łyżwach na Stawku Zamkowym, przyozdabiają wielką choinkę bombkami od pana Jungmanna. Być może usłyszycie gwar towarzyszący poszukiwaniom świątecznych podarunków w sklepie Emila Schreiera…

Tekst: Justyna Kraus, Grzegorz Bogdoł
fot.[Muzeum Śląska Opolskiego]