[felieton] Tak ciężko jest być dobrym?
Wybaczcie, ale istnieją ważniejsze sprawy niż usuwanie znajomych na Facebooku, bo zmienili sobie zdjęcie profilowe na tęczowe, albo, kto ile ma lajków. Czytanie komentarzy („Love forever”), opisów („Jak fajnie że Facebook tak świętuje pierwszy dzień wakacji pozwalając przerobić na tęczę! ”) czy gróźb („Zaraz usunę Cię ze znajomych! ”). Chcę skupić się na jednym z wielu problemów społecznych ostatniego czasu. Nie chodzi mi o depresję, brak pieniędzy w portfelu czy bezrobocie, tylko o coś, co w pewnym stopniu dotyka każdego z nas po trochu: znieczulica społeczna.
Teraz pewnie każdy myśli, co ona znowu sobie ubzdurała, znowu wymyśla, tylko hejtować potrafi. A przecież to nie dotyczy mnie, to nie moja sprawa, nie mój biznes. Właśnie nie! Skupiamy się na tym, by to nam było dobrze, najlepiej, bo ten inny musi mieć gorzej od nas – to nas dowartościowuje, sprawia, że jesteśmy number one w swojej własnej hierarchii świata. Im mam więcej tym jestem fajniejszy, lepszy i w ogóle super.
Pewnego dnia, był sobie mały chłopczyk, na oko pięcioletni. Chodził w tą i z powrotem po schodach w kinie. Płakał. I choć przechodziła obok niego pani X i państwo Y, córka pani Z oraz kuzynostwo od R, to nikt, dosłownie NIKT się nie zapytał, o co chodzi. Podeszłam, zapytałam, zajęło mi to niecałe 30 sekund. Zostawiła go siostra, która poszła z chłopakiem do sklepu. O tym jak lekkomyślny jest fakt zostawiania samego pięciolatka w kinie chyba każdy dorosły wie i nie wymaga mojego komentarza. Siostra wróciła, dostała ode mnie solidne grzecznie mówiąc upomnienie i na tym się skończyło.
Kolejnego dnia, dobrze zbudowany nastolatek jechał sobie na rowerze, czysto rekreacyjnie, nad Odrą. Wziął ze sobą kolegę, by było raźniej. Nagle jakiś gówniarz rzucił kamieniem (z innego źródła, to jego codzienne zajęcie także uważajcie) i to tak wycelował, że kamień poszedł idealnie w szprychę. Drugi kamień w szprychę kolegi. Nastolatek stracił panowanie nad kierownicą, upadł jak długi, walnął głową o chodnik. Stracił przytomność. Koledze nic się nie stało, miał tylko kilka otarć, uchronił głowę. Krzyczał, prosił o pomoc przechodniów (a w sobotnie popołudnie jest tam ich dość sporo). NIKT nie zareagował, każdy się gapił. Panna A od razu napisała na swojej tablicy na FB, że jest świadkiem wypadku hashtag rower hashtag fejm. Aż w końcu starsza pani z Yorkiem zadzwoniła po pogotowie. Podejrzenie wstrząsu mózgu. Dzisiaj go wpisali ze szpitala.
Starsza pani wracała z zakupów, niosła w lewej ręce siatkę jabłek, łącznie z 3 kilo. W drugiej podpierała się laską. Zdrętwiała jej ręka, siatka wypadła i rozleciała się, jabłka turlały się po chodniku. Szło parę osób, każda nagle sprawdzała telefon, dzwoniła lub udawała, że nie widzi. Szła także pani T z córeczką. I to aż w końcu ośmioletnia dziewczynka podeszła i pozbierała jabłka. Albo jakiś bezdomny przy Tesco zaczepił pewne narzeczeństwo. Przeprosił, że przeszkadza, ale był głodny, chciał tylko bułkę i kefir do tego, nie chciał pieniędzy. Dokupili mu do tego jeszcze parę rzeczy, wyszło niecałe 5 złotych. Nie zbiednieli, a pan zajadał się ze smakiem pieczywem. A późniejsze poczucie, że ktoś nie zaśnie dzisiaj głodny było więcej warte niż niejedna moneta.
Najlepiej jest odejść, przecież to nie ma z nami nic wspólnego. Spuszczamy głowę, odwracamy wzrok, nagle coś interesującego widnieje na naszej komórce, musimy zadzwonić do nieistniejącej osoby czy wysłać smsa. Lub co najgorsze, śmiejemy się, to nasz mechanizm obronny przed sytuacją, w której możemy komuś pomóc. Bo najlepiej jest uciec, by nie pobrudzić sobie rąk nie swoją sprawą. Tylko, dokąd tak biegniemy? Serio, czuję się jakbyśmy wszyscy brali udział w jakimś wielkim maratonie, kto szybciej itd. Przystopuj! Nie odwracaj wzroku, dobre i właściwe zachowanie wróci do Ciebie szybciej niż myślisz. Jeżeli Ty komuś pomożesz, to wkrótce ktoś pomoże Tobie. I nie ważne czy jesteś ateistą, buddystą czy chrześcijaninem. Białym, czarnym, żółtym, fioletowym. Polakiem, Amerykaninem, Chińczykiem czy Iworyjczykiem. Jesteś, do cholery, człowiekiem. A skoro już nim jesteś, to bądź, chociaż dobry.
TEKST: Justyna Kraus
Teraz pewnie każdy myśli, co ona znowu sobie ubzdurała, znowu wymyśla, tylko hejtować potrafi. A przecież to nie dotyczy mnie, to nie moja sprawa, nie mój biznes. Właśnie nie! Skupiamy się na tym, by to nam było dobrze, najlepiej, bo ten inny musi mieć gorzej od nas – to nas dowartościowuje, sprawia, że jesteśmy number one w swojej własnej hierarchii świata. Im mam więcej tym jestem fajniejszy, lepszy i w ogóle super.
Pewnego dnia, był sobie mały chłopczyk, na oko pięcioletni. Chodził w tą i z powrotem po schodach w kinie. Płakał. I choć przechodziła obok niego pani X i państwo Y, córka pani Z oraz kuzynostwo od R, to nikt, dosłownie NIKT się nie zapytał, o co chodzi. Podeszłam, zapytałam, zajęło mi to niecałe 30 sekund. Zostawiła go siostra, która poszła z chłopakiem do sklepu. O tym jak lekkomyślny jest fakt zostawiania samego pięciolatka w kinie chyba każdy dorosły wie i nie wymaga mojego komentarza. Siostra wróciła, dostała ode mnie solidne grzecznie mówiąc upomnienie i na tym się skończyło.
Kolejnego dnia, dobrze zbudowany nastolatek jechał sobie na rowerze, czysto rekreacyjnie, nad Odrą. Wziął ze sobą kolegę, by było raźniej. Nagle jakiś gówniarz rzucił kamieniem (z innego źródła, to jego codzienne zajęcie także uważajcie) i to tak wycelował, że kamień poszedł idealnie w szprychę. Drugi kamień w szprychę kolegi. Nastolatek stracił panowanie nad kierownicą, upadł jak długi, walnął głową o chodnik. Stracił przytomność. Koledze nic się nie stało, miał tylko kilka otarć, uchronił głowę. Krzyczał, prosił o pomoc przechodniów (a w sobotnie popołudnie jest tam ich dość sporo). NIKT nie zareagował, każdy się gapił. Panna A od razu napisała na swojej tablicy na FB, że jest świadkiem wypadku hashtag rower hashtag fejm. Aż w końcu starsza pani z Yorkiem zadzwoniła po pogotowie. Podejrzenie wstrząsu mózgu. Dzisiaj go wpisali ze szpitala.
Starsza pani wracała z zakupów, niosła w lewej ręce siatkę jabłek, łącznie z 3 kilo. W drugiej podpierała się laską. Zdrętwiała jej ręka, siatka wypadła i rozleciała się, jabłka turlały się po chodniku. Szło parę osób, każda nagle sprawdzała telefon, dzwoniła lub udawała, że nie widzi. Szła także pani T z córeczką. I to aż w końcu ośmioletnia dziewczynka podeszła i pozbierała jabłka. Albo jakiś bezdomny przy Tesco zaczepił pewne narzeczeństwo. Przeprosił, że przeszkadza, ale był głodny, chciał tylko bułkę i kefir do tego, nie chciał pieniędzy. Dokupili mu do tego jeszcze parę rzeczy, wyszło niecałe 5 złotych. Nie zbiednieli, a pan zajadał się ze smakiem pieczywem. A późniejsze poczucie, że ktoś nie zaśnie dzisiaj głodny było więcej warte niż niejedna moneta.
Najlepiej jest odejść, przecież to nie ma z nami nic wspólnego. Spuszczamy głowę, odwracamy wzrok, nagle coś interesującego widnieje na naszej komórce, musimy zadzwonić do nieistniejącej osoby czy wysłać smsa. Lub co najgorsze, śmiejemy się, to nasz mechanizm obronny przed sytuacją, w której możemy komuś pomóc. Bo najlepiej jest uciec, by nie pobrudzić sobie rąk nie swoją sprawą. Tylko, dokąd tak biegniemy? Serio, czuję się jakbyśmy wszyscy brali udział w jakimś wielkim maratonie, kto szybciej itd. Przystopuj! Nie odwracaj wzroku, dobre i właściwe zachowanie wróci do Ciebie szybciej niż myślisz. Jeżeli Ty komuś pomożesz, to wkrótce ktoś pomoże Tobie. I nie ważne czy jesteś ateistą, buddystą czy chrześcijaninem. Białym, czarnym, żółtym, fioletowym. Polakiem, Amerykaninem, Chińczykiem czy Iworyjczykiem. Jesteś, do cholery, człowiekiem. A skoro już nim jesteś, to bądź, chociaż dobry.
TEKST: Justyna Kraus