Handel w dawnym Opolu
Handel przez lata skupiał się wzdłuż głównych szlaków. Produkty wytwarzane w niewielkich, często przydomowych zakładach, sprzedawane były w z góry ustalone dni targowe. Za każdym razem były to małe miejskie święta. Wedy to do miasta przybywali nie tylko liczni handlarze, ale masa okolicznych mieszkańców rządnych zakupowego szaleństwa. Dziś zabierzemy was właśnie do świata handlu! Oto słów kilka o tym, jak, czym i gdzie handlowano w dawnym Opolu!
Chociaż może się wydawać, że płatności ratalne to wynalazek współczesnych instytucji bankowych, to ich historia jest znacznie dłuższa! Dziś wiele osób decyduje się na kredyt m.in. po to by kupić swój wymarzony dom. Nie inaczej było w XVII wiecznym Opolu! Jednymi z najczęstszych transakcji realizowanych na raty był właśnie zakup domu. Spłaty rozłożone bywała na wiele lat, a ich brak był surowo karany! Za nieterminową spłatę kredytu naliczane były kary, których wysokość ustalana była przed zawarciem umowy sprzedaży. Brzmi znajomo, prawda? Dziwić może natomiast fakt, do kogo trafiały środki z kar umownych. Nie należały się one bowiem sprzedawcy a… kościołowi i sąsiadom nieruchomości! I tak kara za brak spłaty kredytu w terminie mogła wynieść np. 10 grzywien dla kościoła i ½ małdratu (1 małdrat to około 670 litrów) owsa oraz achtel (3,7 litra) piwa dla sąsiadów.
Podobnie, jak dzisiaj wyglądała także hurtowa sprzedaż owoców i warzyw. Wstępną umowę (kontakt) z gospodarzami podpisywano wiosną. Wtedy też określano umowną wielkość zbiorów. Od tego momentu „owoce” były własnością kupującego. Co ważne mimo, że w świetle prawa owoce (a w zasadzie jeszcze kwiaty) należały już do kupującego, to wciąż zajmował się nimi hodowca. To do jego obowiązków należało pilnowanie sadów, tak by nikt nieuprawniony nie mógł zrywać np. jabłek. Zwyczaj ten przetrwał na naszych ziemiach nawet po II wojnie światowej.
Podobnie, jak dzisiaj wyglądała także hurtowa sprzedaż owoców i warzyw. Wstępną umowę (kontakt) z gospodarzami podpisywano wiosną. Wtedy też określano umowną wielkość zbiorów. Od tego momentu „owoce” były własnością kupującego. Co ważne mimo, że w świetle prawa owoce (a w zasadzie jeszcze kwiaty) należały już do kupującego, to wciąż zajmował się nimi hodowca. To do jego obowiązków należało pilnowanie sadów, tak by nikt nieuprawniony nie mógł zrywać np. jabłek. Zwyczaj ten przetrwał na naszych ziemiach nawet po II wojnie światowej.
Mniejsze wyroby codziennego użytku do kupienia były na targowisku. To odbywało się w Opolu we wtorki i piątki. Wyjątek stanowili hodowcy ryb, którzy swoje produkty mogli sprzedawać przez cały tydzień. Handel odbywał się na kramach i jatkach w Rynku i na sąsiednich ulicach oraz na tymczasowych stoiskach poza murami miejskimi. Do XVI wieku na opolskim Rynku funkcjonowały sukiennice – swego rodzaju dom targowy podobny do tych znanych z Krakowa. Nie były one w pełni wykorzystywane i zostały wyburzone, a w ich miejscu rozbudowano ratusz. Od tej pory handel na głównym placu Opola odbywał się na jego zachodniej pierzei, gdzie ustawiono jatki. Tzw. „sturarze” czyli rzemieślnicy wiejscy nie mieli prawa uczestniczenia w miejskim handlu. Wystawiali więc swoje stoiska poza murami miejskimi, tuż przy bramach do miasta. Były to świetne miejsca do handlu, ponieważ miasto w dni targowe ściągało do siebie prawdziwe tłumy.
Mimo upływu lat, powstania wielkich galerii handlowych, tradycja handlu na głównym placu miejskim, chociaż okazjonalnie i w nieco zmienionej formie, przetrwała do dziś. I tak, jak dawniej, tak i dzisiaj jarmark w sercu Opola przyciąga do centrum miasta tłumy mieszkańców.
TEKST: Grzegorz Bogdoł
fot.[Muzeum Śląska Opolskiego]